wczorajszy dzien zakonczylysmy dosc wczesnie 18.30,ale te pare godzin,ktore dalysmy sobie na zwiedzanie byly pozytywnym zaskoczeniem na kazdym kroku..pierwszym miejscem w jakie sie udalysmy bylo jezioro hoam kiem z cudowna mala swiatynka po srodku,zwiedzajac jej wnetrza nie moglam oprzec sie wrazeniu,ze gdybym urodzila sie tu to moglabym wierzyc;) wnatrza przepelnienione kolorami i zapachami kadzidel dawaly przynajmnije mnie poczucie szczescia..dalej spacer waskimi uliczkami wsrod mnostwa straganow,kolejne zaskoczenia,jakie? wspominalam juz o tym wczesniej, choc oczywiscie nieraz bylysmy zaczepiane by cos kupic,slowo konczylo cala rozmowe,zero nachalnosci:)
nie moglabym zapomniec jedzenie, cudowne,smaczne, zywilysmy sie za grosze na malych straganach na ulicy,wiem tylko,ze jadlysmy sajgonki,a reszty nazw nie znam,ale to przeciez nie wplywa na smak;)
probowalysmy dostac sie do swiatyni literatury,lecz byla zamknieta..ale za to mialysmy okazje ogladac procesje przec katedra swietego jozefa i tu znow nawet ich katolicyzm wydaje mi sie byc bardziej ciekawy niz nasz..dodam iz w hanoi zyje dosc duza ,bo 400 000 rzesza chrzescijan...
pozniej padlysmy,by miec sile na dzisiejsze wrazenia..
po pierwszym dniu to sa nasze skojarzenia odnosne tego panstwa: spokojniej niz w indiach,czysciej, smacznie i przyjemnie.
a mialysmy tez wycieczke do apteki, zawsze trzeba posiadac przynajmnije podstawowee leki na zatrucie np to,ze cos smakuje dobrze,a ze nie bylo robione w sterylnych warunkach to nie ma co tracic dni na chorowanie
i nikt tu nie zna angielskiego,choc sa bardzo pomocni,dzis wyruszamy juz z podstawowa wiedza o jezyku w postaci mini slownika.
tu wszystko jest nowe i zapomnialabym napisac o tetniacej ulicy pomine oczywiscie opisy ludzi,straganow, skupie sie na ru ulicznym, tu nikt nie przestrzega przepisow, w wiekszosci skutery mkna jak chca, slychac wciaz i wciaz nowe odglosy klaksonow,wiec jak tu sie ruszyc przejsc to proste mysl"oni nie chca mnie zabic" i podazaj spokojnym krokiem na druga strone..
teraz sniadanie i dalsza czesc przygod niesamowitych wrozdow;)
po calym dniu spacerowania ,zwiedzania czas by opisac wrazenia wkoncu wspomnienia bywaja takie nietrwale;)
zaczne od wietnamskiego sniadania jak,ze jedzenia od zawsze jest nasza pasja: dla jednej zupa z kurczaka,dla drugiej z wolowiny obydwie z makaronem ryzowym,kawalkami miesa,warzywami do tego jako przyprawy limoki i papryczki chili ,niebo w gebie,a kawa..cudo moglabym pisac o niej poematy,a pewne jest tylko,ze bede slawic jej smak na calym swiecie,mocna,a do tego delikatny posmak czekolady,wow!!!
jesli chodzi o zwiedzanie to duzo nas dzis ominelo, niestety w poniedzialki wiekszosc muzeow jest zamknieta. my zobaczylysmy palac literatury, pagode Tran Quoc przy zachodnim jeziorze, oby dwa zabytki warte zwiedzenia,przy czym z drugim z nich wiaze sie ciekawa historia i jeszcze dluzsza podroz.. wzdluz zach jeziora od strony centrum znajduja sie stateczki kawiarenki,drogie,ale z ladnym widokiem,ale do sedna, myslalymy,ze to jest jezioro truc bach,polozone toz obok zach jeziora,wiec spedzilysmy 3 godziny spacerujac,szukajac tego wlasciwego,bylysmy nawet w ogrodzie botanicznym zupelnie przez przypadek(nic ciekawego,procz pan mlodych w czerwonych sukniach;)), tysiace razy pytalysmy o droge,pewna starsza pani narysowala nam nawet mapke i tlumaczyla cos po wietnamsku co doprowadzalo nas do smiechu,machaly nam dzieci,a my wkoncu wrocilysmy do punktu wyjscia i eureka 5 min od kawiarni znajdowala sie pagoda. powrot mialysmy cudny na skuterach,moja kompanka mdlala ze strachu,a ja coz bawilam sie swietnie..
teatr na wodzie polecany chyba we wszystkich przewodnikach i my polecamy, seria krotkich scenech w akompaniamencie muzyki ludowej sprawi,iz nie mozna sie nudzic..
wrazenia: przemili ludzie(z tego co przeczytalysmy nachalni,dla nas zupelnie odwrotnie, moja kompanka smieje sie,ze to przez moje dziurawe spodnie, mysla pewnie,ze biedna i daja juz spokoj) i uczynni, wskaza droge, nawet,gdy nie wiedza o co chodzi, targowanie jak najbardziej wskazane,daje duzo zabawy,jak i pozwala zaoszczedzic, pogoda: cieplo,lecz duszno..
niezbyt zgrabnie napisana jest ta czesc opowiesci,lecz ja czuje jakbym znow sie czyms zatrula, prawda jest taka,ze im czlowiek mlodszy tym gorzej znosi "zmiany",ale od czego jest sen:)
rano pobudka o 6, 810 samolot do da nang i przejazd do hue, podroznicy szczegolnie ci z ograniczonym czasem radze wczesniej rezerwowac bilety, dla nas zabraklo stad lot do da nang..
ucze sie wietnamskiego slowko po slowie,malych korepetycji udzielila mi pani w kawiarni i teraz czuje czas juz powiedziec Tam biet!